Święta rozpoczynają się w poniedziałek

3.04.2015

Rozmowa z Małgorzatą Glinką – Mogentale, przyjmującą Chemika Police.

- Już jutro po raz szósty w swojej karierze zagra pani  w Final Four. Czy to będzie ten najważniejszy Final Four?

- Na pewno jest bardzo ważny, ale czy najważniejszy? O tamtych wcześniejszych nie mogę powiedzieć, że są nieważne, bez względu na to, czy były wygrane czy przegrane. Każdy był dla mnie znaczący i wyjątkowy. Ale teraz, w tej chwili najważniejszy jest ten, który przede mną. 

- Czy wracając do kraju po wielu latach występów w najlepszych, zagranicznych klubach sądziła pani, że zagra jeszcze w swojej karierze w Final Four w Polsce, reprezentując polski klub?

- Nie, nigdy nie przypuszczałam, że coś takiego może mnie spotkać w życiu. Podpisując kontrakt na grę w Chemiku Police, w ogóle przez myśl mi nie przeszło, że w tak krótkim czasie możemy znaleźć się w takim miejscu, bo wiem, ile to kosztuje pracy. Dlatego informacja o tym, że zagramy w Final Four była dla mnie zaskakująca, ale i bardzo radosna.

- Dla Chemika Police turniej rozpoczyna się od pojedynku z Unendo Yamamay Busto Arsizio, drużyną reprezentującą kraj, który zna pani doskonale i która gra typową włoską siatkówkę. Czy pani zdaniem Chemik Police jest w stanie skutecznie przeciwstawić się takiemu rywalowi?

- Wydaje mi się, że tak, że mamy szansę. To nie jest zespół nie do pokonania, poza naszym zasięgiem, w związku z tym nie wyjdziemy na boisko jak na ścięcie głowy. Nie, wyjdziemy, aby walczyć. Wydaje mi się, że Włoszki…. Nie, właściwie wszystkie zespoły na tym poziomie mają to do siebie, że strata 4 – 5 punktów w secie nie oznacza wcale przegranej. Ani też w przypadku drużyny, która ma przewagę, której udało więc zdobyć kilkupunktowe prowadzenie, nie wróży to łatwego zwycięstwa. Ale najpierw trzeba wywalczyć tych parę punktów więcej. Nie jest  wykluczone, że w Final Four będą mecze, gdzie walka toczyć się będzie punkt za punkt. Wtedy ważna będzie psychika.

- Każde zwycięstwo w tym turnieju będzie dla nas wielkim sukcesem. Jaki jest pani zdaniem sposób, aby tak się stało?

- Och, gdybym ja to wiedziała… Na pewno będzie potrzebna cierpliwość, opanowanie i koncentracja na boisku. Wydaje mi się, że pod względem fizycznym mamy bardzo podobny poziom do pozostałych drużyn. Bardzo ważne jest doświadczenie i spokój nawet w tych trudnych, ciężkich chwilach oraz to, abyśmy były pewne swoich możliwości. Żeby nie było tak, że oto przyjechały sławne zespoły do Polek, którym zorganizowano ważny turniej i jesteśmy skazane do bicia. 

- Na treningu, który właśnie przed chwilą się zakończył widać było dużą mobilizację w zespole, czuło się, że jest w drużynie duch walki, mobilizacja przed ważnym startem.
- Tak, jesteśmy nastawione na walkę. Na pewno przez te dwa tygodnie, od tej porażki w pucharze, która otworzyła nam oczy, jesteśmy zaangażowane w pracę w stu procentach. Więcej nie da się zrobić, nie można dać z siebie więcej. Jesteśmy gotowe do gry. Jest to tylko jeden mecz, wszystko się może zdarzyć zarówno po ich stronie jak i po naszej. To zapowiada duże emocje. Na pewno one będą.

- Emocje będą w dwójnasób spotęgowane, bo do pani, jak i do pozostałych koleżanek z drużyny na święta przyjadą całe rodziny i będę was dopingować bezpośrednio z trybun Azoty Ateny.

- Tak, oczywiście. Ale moi najbliżsi zawsze byli ze mną w takich ważnych dla mnie momentach życia i kariery sportowej i dla mnie to nie jest jakiś problem. Miło mi jest, że przyjeżdżają, będą u mnie w domu, ale na tym na razie zamykam temat świąt. Nie zaprzątam sobie tym głowy. Poza tym umówiliśmy się, że święta rozpoczynają się dla nas w poniedziałek, wtedy dopiero razem siądziemy do stołu. Mam nadzieję, że będą to radosne święta.