Jelena Blagojević: Nie jestem typową Serbką

16.09.2016

Rozmowa z Jeleną Blagojević i ... Stefaną Veljković, która niespodziewane dołączyła do wywiadu.

- Kiedy rozmawiam z ludźmi, to najczęściej opisują Serbki jako żywiołowe, czasem nawet nieco szalone. Ty jesteś spokojna i zdystansowana, kompletnie nie wpisujesz się w kanon „typowej Serbki”. To pierwsze wrażenie, czy tak naprawdę jest?

- Wielu przyjaciół mówi mi, że nie jestem typową Serbką. Lubię spokój, ciszę, nie jestem aż tak rozemocjonowana. 

- Choćby jak Stefana Veljković, która jest wulkanem emocji i energii. 

- Tak, Stefana jest typową Serbką. Ja żyję trochę na innym biegunie. Moja cała rodzina jest dość spokojna, wychowywałam się w takim domu i przejęłam zwyczaje. Jako dziecko byłam troszkę bardziej zwariowana. Kiedyś brat, który jest starszy ode mnie o osiem lat, tak mnie zdenerwował, że wskoczyłam mu na plecy i chciałam go rozszarpać (śmiech). Z wiekiem jednak stałam się spokojniejsza. 

 

W tym momencie do pokoju wchodzi Stefana Veljković, która siada z kawą i włącza się do rozmowy.

 

Jelena Blagojević: Mniej spokojna jestem tylko na boisku. Wtedy czuję adrenalinę, ducha rywalizacji.

- Stajesz się agresywna?

J.B. Waleczna, lubię rywalizować, walczyć o kolejne punkty. Po zejściu z boiska wszystko wraca do normy. 

- Czyli stereotyp, że serbskie kobiety są takie jak Stefi, jest prawdziwy?

Stefana Veljković (śmiech)

J.B. Tak! Wydaje mi się, że Serbki są szalone, ale Stefi to już w ogóle odosobniony przypadek. Z małych rzeczy potrafi zrobić coś zabawnego. 

- Stefi to twoja sąsiadka, mieszkacie w tym samym bloku.

J.B. Tak. Często mnie pyta, czy nie za głośno słucha muzyki, więc troszczy się o moją wygodę. Mieszka piętro pode mną i cieszę się, że mam taką sąsiadkę. W drodze do sali treningowej mam didżeja i wokalistkę w jednym. Kiedyś spróbowałam włączyć moją muzykę, ale była z góry skazana na porażkę. Kontrolę przejęła Stefi i w naszym aucie jest wesoło. 

- Rozmawialiśmy przed sezonem i wtedy powiedziałaś, że interesujesz się innymi sportami, nie tylko siatkówką. Jeśli mam być szczery, to potraktowałem tę informację z przymrużeniem oka, bo wszyscy tak mówią. Z tobą jednak chyba jest inaczej, ostatnio opowiadałaś o spotkaniu Manchesteru City i Kolarovie, czyli obrońcy tego zespołu. 

J.B. Trenowanie zaczynałam od piłki ręcznej, potem koszykówki, w piłkę nożną grałam z chłopakami po szkole. 

- Grałaś w piłkę?

J.B. Tak, bardzo często. Kiedy mówiłam, że interesuję się sportem, to nie koloryzowałam. Śledzę na bieżąco rozgrywki w kilku dyscyplinach. Jestem fanką Manchesteru United. Ostatnio było spotkanie derbowe, więc oczywiście je oglądałam. Kolarov stracił w nim ząb, opowiadałam komuś tę historię i zapewne wtedy ją usłyszałeś. Oglądałam również spotkania pierwszej kolejki Ligi Mistrzów. W wakacje śledziłam igrzyska olimpijskie – koszykówkę, piłkę ręczną, piłkę wodną. 

- Co robisz w wolnym czasie, poza oglądaniem sportu?

J.B. Lubię spędzać czas w domu, chyba najlepiej w ten sposób wypoczywam. Jestem trochę jak babcia, a Stefi jak wnuczka (śmiech). Poza tym studiuję, szczególnie w okresie wakacji, bo wtedy mam okazję wrócić do Serbii i pojawić się na uczelni. Lubię kino i wszystko co kameralne. Dyskoteki raczej nie są dla mnie. 

- Stefi, przypomnij, co mówiłaś o Polsce w poprzednim sezonie?

S.V. Wszystko jest jak w Serbii. Mentalność, jedzenie, po prostu czuję się jak u siebie. 

- Czy ty czujesz się podobnie?

J.B. Tak. Poprzedni sezon spędziłam w Turcji, więc realia w Polsce są mi znacznie bliższe, faktycznie czuję się tutaj normalnie, odnalazłam się. Grałam przeciwko Polkom i wydawało mi się, że mamy podobną mentalność. Teraz z tygodnia na tydzień coraz bardziej się o tym przekonuję. Dodatkowym plusem jest to, że bardzo dużo ludzi mówi w Polsce po angielsku, więc nie ma problemów komunikacyjnych.  

- Jest takie jedno serbskie słowo, które często można od was usłyszeć, ale wydaje mi się, że nie mogę go zacytować.

J.B. Chyba wiem, co masz na myśli i to prawda, ono nie nadaje się do cytowania. To słowo...

S.V. Pozwól, że ja wytłumaczę.

- Jako specjalistka?

S.V. Nie przesadzajmy! Mamy takie słowo na „J”, które jest podobnie uniwersalne do waszego słowa na „K”. Używamy go w zasadzie w każdej sytuacji. Jeśli jesteś zadowolona – słowo na „J”. Jeśli zła – słowo na „J”. Słowo na "J" zawsze pasuje i daje upust emocjom. 

- Czyli w waszej serbsko-serbskiej znajomości Stefi jest diabłem, a ty aniołem?

S.V. Czemu diabłem!?

J.B. Trochę tak. Poznałyśmy się dawno temu, jeszcze za czasów młodzieżowej reprezentacji. 

- Czy Jelena zawsze była taka spokojna?

S.V. Tak. Już w kadrze młodzieżowej taka była, ale może dzięki temu dobrze się dogadujemy?

J.B. Ona krzyczy i motywuje, ja uspokajam i tonuję. Taka jest nasza recepta na uzyskanie odpowiedniego balansu. 

- Może podszkolisz Stefi w udzielaniu wywiadów?

S.V. Chwileczkę! Zazwyczaj radzę sobie z tym całkiem nieźle. Gorzej było ostatnio, bo dostawałam pytanie, jak czuję się ze srebrnym medalem. Wszyscy oczekiwali bogatej odpowiedzi, ale prawda jest taka, że zdobyłam srebrny medal, czuję się z tym świetnie i nie mam za wiele do dodania. 

J.B. Popracujemy nad tym (śmiech).