Gajgał-Anioł: Podwójna radość po golu Błaszczykowskiego

5.07.2016

Rozmowa z Katarzyną Gajgał-Anioł, środkową Chemika Police. 

- Po zakończeniu sezonu jako jedyna siatkarka Chemika zostałaś w naszym mieście, nie wyjechałaś. Dlaczego? 

- Bo chciałam być jak najczęściej w Chemik Police TV! A tak na poważnie, to mój syn chodzi tutaj do szkoły, a mąż pracuje, on nie ma wakacji. Dlatego nigdzie się stąd nie ruszam. Nie mam jednak na co narzekać, dobrze mi tutaj. 

- Nie tęsknisz za domem?

- Troszkę. Mam nadzieję, że uda nam się do niego pojechać, chociaż na kilka dni. 

- Byłaś na meczu Euro 2016, w którym Polska mierzyła się z Ukrainą. Jak wrażenia?

- Pierwszy raz w życiu byłam na meczu reprezentacji w piłkę nożną. Bardzo mi się podobało. Oglądanie mistrzostw Europy na stadionie jest bardzo ekscytujące! Przebrałam się w barwy narodowe, atmosfera stadionu od razu mi się udzieliła. Krzyczałam, trzymałam kciuki, kibicowałam. Byliśmy bardzo blisko boiska, świetnie widzieliśmy bramkę, którą zdobył Jakub Błaszczykowski. Z gola cieszyłam się podwójnie, bo chciałam, żeby mój syn zobaczył trafienie naszej kadry. (Więcej informacji o wyjeździe do Francji na www.mojetadzikowo.wordpress.com).

- W ramach przedwczesnych przygotowań do sezonu wzięłaś udział w bójce, która miała miejsce w strefie kibica?

- Chciałam stamtąd uciekać, ale nie bardzo mogłam! Kibice systemem „od słowa do słowa” doszli do wniosku, że rozstrzygną dyskusję na pięści. Trochę się przestraszyłam, ale służby porządkowe błyskawicznie zareagowały i zrobiło się spokojniej. Później czytałam, że kilka z osób uczestniczących w bijatyce trafiło do więzienia. 

- W mediach społecznościowych informowałaś, że powoli zaczynasz wracać do treningów w siłowni.

- Tak, dostaliśmy rozpiskę od trenera przygotowania fizycznego. Na razie każda z nas przygotowuje się indywidualnie, potem już rozpoczniemy wspólne treningi. 

- Zakwasy?

- Po pierwszym treningu nie było łatwo. Zaczynamy od stosunkowo niewielkich obciążeń, ale i tak czułam w mięśniach przerzucone ciężary. 

- Latem nie siedziałaś bezczynnie, na Instagramie kilkakrotnie wrzucałaś zdjęcia z biegania. Wkręciłaś się w to?

- Jak ktoś powiedziałby mi 3-4 lata temu, że z własnej inicjatywy pójdę pobiegać, to bym mu nie uwierzyła. Nienawidziłam biegania. Pamiętam, jak za trenera Milewskiego jeździłyśmy do Ustki i tam musiałyśmy biegać po plaży. Biegałam, robiłam każde ćwiczenia, ale nie przychodziło mi to zbyt łatwo. Trener mówił, że jak dobiegnę do mety, to dostanę cukierka. Chyba tym mnie motywował. 

- Teraz już nie musisz mieć materialnych motywacji?

- Nie! Kiedyś zastanawiałam się, co można robić w trakcie biegania? No człowiek biegnie i o czym można myśleć? Nic się nie zmienia, ten sam ruch, skupiałam się na tym, że zaczynam czuć zmęczenie. Po pierwszym sezonie w Policach, w trakcie wakacji, nie miałam co robić i zdecydowałam się spróbować jeszcze raz. Okazało się, że można polubić bieganie. Traktuję je jako czas dla siebie. Wyciszam się, biegam około 40 minut do godziny. 

- Kiecka gotowa na weekend? Bo trener nam się żeni?

- Gotowa! Nie mogę się doczekać! Byłam już w wakacje na dwóch weselach, na trzy kolejne zostałam zaproszona! Nie wiem, czy uda mi się być na wszystkich, ale na weselu trenera Głuszaka będę na pewno!