Radosław Anioł: Organizacyjnie w trudnej grupie

9.12.2017

Radosław Anioł, dyrektor zarządzający Chemika, opowiada o procesie planowania wyjazdów w Lidze Mistrzyń. 

- O losowaniu pod względem sportowym mówiło się dużo, trenerzy podkreślali, że są zadowoleni i wszystko jest w naszych rękach. A dla ciebie, jako organizatora wyjazdów, było to szczęśliwe losowanie?

- Bywało łatwiej, nie ma co ukrywać. Z drugiej strony, to nasz czwarty sezon w Lidze Mistrzyń, mamy spore doświadczenie i raczej nic nas nie zaskoczy. 

- Który wyjazd będzie najtrudniejszy?

- Zależy, jak na to patrzeć. Najdalej na pewno mamy do Kazania, więc czeka nas długa podróż. Z drugiej strony o Kazaniu możemy powiedzieć najwięcej, bo graliśmy z Dynamem w naszym debiutanckim sezonie Ligi Mistrzyń (sezon 2014/15). Zadanie jest o tyle ułatwione, że blisko Polic znajduje się lotnisko w Berlinie, z którego możemy się dostać praktyczne do każdego miejsca w Europie. Teoretycznie, bo często trudno jest o bezpośredni lot. Droga do Kazania będzie wiodła przez Moskwę. Tam poczekamy około 5 godzin, zmieniamy czas i lecimy z Moskwy do Kazania. Na miejscu mamy sprawdzony hotel, jesteśmy w kontakcie z drużyną Dynama. Wiadomo, lecąc do Rosji potrzebujemy też wizy, więc to kolejna formalność do spełnienia. 

- Zaraz po sobotnim meczu z Developresem, około 4 rano w niedzielę, ruszamy do Rumy. Co czeka nas w podróży?

- Jeszcze za czasów pracy w poprzednim klubie, praktycznie co roku losowaliśmy zespół z Belgradu. Planowanie podróży do Rumy zaczęliśmy od znalezienia bezpośredniego lotu. Nie jest to aż tak łatwe, ponieważ to popularny kierunek i zarezerwowanie miejsca dla dużej grupy jest wyzwaniem. Z Belgradu do Rumy jest niecała godzina autokarem. Ruma to małe miasteczko, około 30 tysięcy mieszkańców. Do wyboru mamy w zasadzie jeden hotel, znajduje się zaraz obok hali, więc podróż jest zaplanowana.  

- Ale w Płowdiwie to ciebie chyba jeszcze nie było?

- Nie ukrywam, musieliśmy sprawdzić, gdzie znajduje się ta miejscowość. Zaczęliśmy klasycznie, od Google Maps. Musieliśmy zobaczyć, gdzie to jest i z czym to się je. Miejsce w środkowej Bułgarii. Lotnisko jest, ale w sumie to nic tam nie lata. Czekają nas zapewne przesiadki, będziemy kierować się w kierunku Sofii. Dostać się do Sofii z Berlina wcale nie jest łatwo. Być może do samej Sofii trzeba będzie lecieć z dwoma przesiadkami. Rozmawialiśmy z Przemkiem Kawką i Łukaszem Filipeckim, którzy pracowali kiedyś w Dąbrowie i lecieli do Bułgarii. Lecieli tam z dwoma przesiadkami, a resztę podróży odbyli autokarem. Czeka nas trochę gimnastyki, ale na pewno damy radę. Trzeba to jak najlepiej zgrać, bo przecież Liga Mistrzyń jest w środku tygodnia, nie możemy tracić czasu na źle rozplanowane podróże pomiędzy kolejkami ligowymi. 

- Zaczynamy od wyjazdu, potem gramy 2 mecze u siebie. To dobry układ z punktu widzenia organizacji?

- Tak, bo mamy komfort organizacji podróży do Rosji. Po meczu w Serbii gramy 2 razy u siebie, więc będzie czas na spokojne przygotowanie wiz i załatwienie formalności. Moja rola jest taka, aby zaplanować podróże, ale również logistykę. Musimy zgrać wszystko z treningami i meczami LSK.