Gyselle Silva: Z pazurem, ale bez furii

26.05.2020

Rozmowa z Gyselle Silvą, atakującą Grupa Azoty Chemika Police, która niedawno dowiedziała się, że zostanie mamą. 

- Jak przeżyłaś moment, kiedy zrozumiałaś, że jesteś w ciąży?

- Byłam w szoku, zupełnie się tego nie spodziewałam. No początku ciąży miałam wrażenie, że to nie ten moment, że posiadanie dziecka nie jest teraz na szczycie listy priorytetów. Szczególnie na tym etapie kariery sportowej. Z czasem jednak zaczęłam zmieniać zdanie, przyzwyczajać się do informacji. Kiedy usłyszałam bicie serca, poczułam się bardzo szczęśliwa. Teraz nie mogę doczekać się, żeby ją lub jego zobaczyć. 

- Jak się czujesz?

- Mam mdłości, co chyba jest wpisane w ten okres. Organizm zaczął odrzucać rzeczy, które dotychczas uwielbiałam, jak choćby słodycze. Piję dużo wody i jestem ciągle senna. Ciało przechodzi zmiany i jestem ich ciekawa. W lustrzę widzę brzuch, który coraz szybciej nabiera kształtów.

- Nawiązując do gry w barwach Chemika, gdybyś miała wskazać swój ulubiony moment sezonu?

- Chyba mecz przeciwko Galatasaray, ten rozgrywany w Stambule. Z kilku powodów. Wiedziałam jak dużo wygrana znaczy dla naszej drużyny. Byłam trochę zła, bo fizycznie nie mogłam dać z siebie 100%. Bolało mnie kolano i miałam dwa wyjścia: mogłam zejść z boiska lub zagryźć zęby, zagrać sercem i wesprzeć dziewczyny, które przez cały sezon wspierały mnie. Dawno w żadnym zespole nie czułam takiej jedności i wydaje mnie się, że to ona pozwoliła zapomnieć mi o bólu i zostać na parkiecie.

- W Policach wyrosłaś na człowieka od zadań specjalnych. Skończyłaś ostatnią, najważniejszą piłkę meczu w Stambule. W tie breaku finału Pucharu Polski weszłaś w pole zagrywki przy stanie 8:10, a zeszłaś przy stanie 13:10. Zawsze tak miałaś, że „odpalałaś” w kluczowych momentach?

- Razem z Wilmą miałyśmy trenerkę, Anę Ivis Dias. Od początku mówiła nam, że kluczowe momenty to te, w których trzeba pokazać pazur. Przestrzegała jednak, że można zrobić to jedynie z rozgrzanym ciałem, ale zimną krwią. Pazur, ale nie furia. I pewność siebie, najważniejszy towarzysz końcówek. Staram się zapomnieć, że wszyscy patrzą, że to już najważniejsze piłki. Dzielę czas na wycinki, na małe kroczki, które trzeba zrealizować. Dograć piłkę – kroczek. Zaatakować po kierunku – kroczek. Z czasem nabiera się doświadczenia, pewne czynności są łatwiejsze do opanowania. Z drugiej strony uważam również, że do niektórych rzeczy trzeba mieć predyspozycje. Trzeba się urodzić z „tym czymś”. 

- Gdyby nie ciąża, to zostałabyś w Policach na kolejny sezon?

- Bardzo chciałam zostać. Po tym, jak przestałam grać w reprezentacji, w żadnym z klubów nie czułam się tak dobrze jak w Chemiku. Moje koleżanki z drużyny to była bomba! Zawsze chciałam być w drużynie, która po części była jak rodzina i tutaj udało mnie się to osiągnąć. Dziecko sprawiło, że odchodzę z Chemika i jestem przekonana, że to jedyna istota, która mogła tego dokonać.