Bianka Busa: Nie straciłam roku w Rumunii

2.11.2017

Bianka Busa, przyjmująca Chemika Police, w pierwszej rozmowie dla oficjalnej strony internetowej klubu. 

- Ostatni sezon spędziłaś we Włoszech, więc polski październik pewnie daje ci trochę w kość?

- Jest inaczej, nie ma co ukrywać. Jednak to dla mnie żadne zaskoczenie, bo przecież pochodzę z Serbii, gdzie pogoda jest podobna. 

- Grałaś w Serbii, Włoszech i Rumunii. Jak w porównaniu z tamtymi miejscami odnajdujesz się w Polsce?

- Dla mnie najważniejsza jest siatkówka. Z tego co wiem, to w tym sezonie czekają nas bardzo ciekawe rozgrywki ligowe. Zaczęłyśmy dobrze i mam nadzieję, że będziemy kontynuować takie wyniki.

- Czyli mogłabyś mieszkać nawet w najciemniejszych jaskiniach świata, byle poziom siatkówki był niezły?

- (śmiech) Nie. Polska to fajne miejsce do życia, a dodatkowo jest tutaj dobra siatkówka, która pozwala mi podnosić umiejętności. Jestem jeszcze młodą siatkarką, rozwój jest dla mnie najważniejszy. 

- Skoro rozwój jest najważniejszy, to dlaczego wybrałaś grę w Rumunii? To dość egzotyczny siatkarsko kierunek?

- Na pierwszy rzut oka może wydawać się egzotyczny, ale ja naprawdę mocno tam pracowałam i rozwinęłam się siatkarsko. Trenerem drużyny był Zoran Terzić, szkoleniowiec reprezentacji Serbii. Dużo mnie nauczył i w tamtym momencie było to dla mnie najważniejsze. W żadnym wypadku nie straciłam roku w Rumunii. 

- Słyszałaś opnie, że jesteś defensywną przyjmującą? 

- Każdy może myśleć, co chce. Ja skupiam się na tym, co muszę zrobić. Jestem młodą przyjmującą i w wielu aspektach mogę się jeszcze rozwinąć. Jeśli dla kogoś jestem defensywną przyjmującą, to mi to nie przeszkadza.

- 3 Serbki w jednej drużynie to gwarancja szybszej aklimatyzacji w nowym otoczeniu?

- Jasne. Znamy się już wiele lat, pomagamy sobie w sprawach nie tylko sportowych. Dodatkowo dochodzi zgranie na boisku. Cały zespół muszę poznać, wyczuć charakterystykę nowych dziewczyn. Ze Stefi i Sladjaną znamy się bardzo dobrze na parkiecie i poza nim, więc jest mi dużo łatwiej.